Axalp Expedition 2015

Ten wyjazd był moją walką z wiatrakami. Przeciw wszystkim i wszystkiemu, i oczywiście się udało. Znalazł się czas, najpamiętliwszy z wrogów, a także sposób by dotrzeć do zachwycającej Szwajcarii i na własne oczy zobaczyć pokazy lotnicze w Alpach. Pogoda rozpieszczała, a i sił nie zabrakło do zdobycia najwyższego w moim dotychczasowym życiu szczytu - Wildgärst (2890m), podziwiania lodowców i fotografowania wspaniałych maszyn. Nie przeczę. To był mocny zastrzyk pulsującej adrenaliny. I nie myślę teraz o przepaściach, które w opisach szczytów budziły takie kontrowersje. Działo się tak dużo i tak szybko, że po powrocie przez długie tygodnie, myśli ciągle powracały do tych kilku dni, gdzie w wędrówkach towarzyszyli mi niesamowici ludzie, widoki zapierały dech w piersiach, a wielkie maszyny hucząc śmigały nad głową strzelając z ostrej amunicji :D

Dziś wszystko się przenika i na siebie nakłada, jak nie przesuwany w aparacie film, gdzie naświetlasz ciągle tą samą klatkę. Jedno totalne zdjęcie z całości. W pierwszej kolejności pokazy. Huk nadlatujących Hornetów, Tigerów i wreszcie pokaz Patrouille Suisse. W uszach muzyka dopalaczy, a oczy, ręce i obiektyw aparatu próbujące nadążyć za ich prędkością nim skończą manewr nad groźnym szczytem Wildgärsta. Oni strzelają do tarcz, my po 10 klatek na sekundę. W międzyczasie ogniście czerwony Pilatus wykonuje swoje akrobacje, a śmigłowce dają chwilę odprężenia. Słońce wspaniale grzeje i co chwilę zmieniam miejscówkę na KP szukając jakiś niepowtarzalnych kadrów, co raczej nieosiągalne.

Kolejny dzień marsz na AB i w zasadzie najtrudniejsza wspinaczka wyjazdu, bo oto stajesz twarzą w twarz z pionową ścianą trawy, bez szlaku, każdym krokiem walcząc by nie spaść i dosięgnąć szczytu. Dużo zmagań z sobą i ogromna radość. Jestem... Myśliwce nie każą na siebie długo czekać. A chwilę później z zachwytem wpatruję się w ogromne ilości skłębionych chmur, powoli przelewające się przez położony dużo niżej KP i wspinające się do naszej bezpiecznej przystani. W tym jednym momencie czas się zatrzymał, a chmury wypełniały mnie samą. A potem marsz w hektolitrach deszczu, co kilka kroków wpadając w zwariowane poślizgi.

I wreszcie poprawa pogody i decyzja o zdobyciu góry, na którą kieruje się większość biorących udział w pokazach myśliwców. Wymarsz o 3:00 rano na Wildgärst, po 4 godzinach snu, przy przepastnie czystym niebie usianym gwiazdami. Świt zastaje nas wysoko oświetlając na różowo białe szczyty. I znowu nad chmurami w pełnym słońcu, ale bez samolotów.

Mogłabym długo o tym pisać w samym zachwycie, ale też sporo rzeczy się potrzaskało jak aparat, podwozie samochodu czy pseudosiostrzane relacje. Prawdziwe strzały do celu :D Zapraszam do obejrzenia tych kilku kadrów wyłowionych z tysięcy.