Czym żywi się wyobraźnia? Co pożera na śniadanie, jakie lubi podwieczorki i czy stołuje się na mieście? A może jej życiodajna siła kryje się głębiej, dalej, wcześniej? W czasach gdy misie mogły latać i nie było niczego doskonalszego niż szaleńczy pęd na karuzeli przy wżynającym się w plecy oparciu?
Standardowe sesje dziecięce to zawsze był dla mnie temat trudny. Bo złudnie wydaje się, że nie ma nic prostszego niż sfotografować piękne dziecięce buzie w ślicznych ubrankach i bajkowej scenerii. I już wszyscy zachwyceni. Przygotujemy słodką scenkę, damy dzieciom księgę i wychodzą obłędne foteczki, tylko twarze się zmieniają. Proste, przyjemne i mało pojemne.
A co z prawdziwymi charakterkami tych obłędnych istot? Z kalejdoskopem ich niepohamowanych uczuć, niesamowitą naturalnością, nieśmiałością, krnąbrnością, żywiołem?
Sesje studyjne to było jak dla mnie zawsze za mało, by oddać piękno dziecięcej natury. Cóż więc dziwnego, że hasło "natury do natury" wydało się trafne, proste i sensowne. Chodźmy na spacer, do lasu, na górkę, nad rzekę czy jeziorko. W miejsce gdzie dla wyobraźni i wygibasów nie ma granic, poza tymi zdroworozsądkowymi, a po 10 minutach zapomina się o trochę dziwnej obecności podejrzanej osoby z aparatem :) Bawmy się, skaczmy, spacerujmy, cieszmy i złośćmy, gdy ten bukiet nie chce się ułożyć, a patyk podnieść. Wymyślmy własną historię o fioletowej rybce i dobrych rozbójnikach...
Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć ze wspólnego spaceru z Basią i Jasiem i ich wspaniałą mama Olą, który miałam przyjemność fotografować jesienią.